Kontrowersyjny przywódca Ruchu Palikota, Janusz Palikot, wraz z innymi równie kontrowersyjnymi posłami rozpoczynającymi przygodę z parlamentem powodują spore zamieszanie na scenie politycznej Polski. Były premier Leszek Miller podsumował sytuację mówiąc w zeszłym tygodniu: „Palikot jest jak kolorowy ptak, który przyprowadził ze sobą sporo innych [ciekawych] gatunków ptaków do parlamentu.”
Wśród „ptaków” Janusz Palikota jest zdeklarowany homoseksualista Robert Biedroń, Anna Grodzka – pierwsza transseksualistka na świecie zasiadająca w parlamencie jednego z krajów – i Roman Kotliński, były ksiądz, który jest obecnie radykalnym przeciwnikiem duchowieństwa. Pierwszym żądaniem RP było zdjęcie krzyża wiszącego w polskim parlamencie, co uzasadniane było domniemanym naruszeniem idei państwa świeckiego. Wniosek ten, jak można się było spodziewać, wywołał wiele kontrowersji w konserwatywnych i pro-kościelnych grupach broniących ideologii krzyża, które twierdzą, że Kościół jest częścią polskiej historii i musi pozostać tam, gdzie obecnie jest.
Inne partie parlamentarne, w tym Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD), uważają przede wszystkim, że Polska nie potrzebuje teraz wojny ideologicznej, ani usuwania krzyża. Badania opinii publicznej przeprowadzone w ostatnim weekendzie sugerują, że 71 procent Polaków również uważa, że krzyż powinien pozostać na swoim miejscu w parlamencie. Pan Palikot wie, że krzyż ostatecznie nie będzie prawdopodobnie przeniesiony, ale stara się pokazać tym, którzy głosowali na niego, że będzie walczył o zaistnienie w sferze publicznej. Członkowie Ruchu Palikota obrali prawdopodobnie strategię, która polega na proponowaniu kontrowersyjnych posunięć, rozpoczęciu debaty ideologicznej, z której nic nie będzie wynikać, a następnie zwrócenie się do swoich wyborców z hasłem „dobrze, zobaczcie: staraliśmy się, ale inni politycy nadal są tak bardzo konserwatywni, że potrzebujemy więcej wyborczych głosów, by zrobić z Polski kraj nowoczesny”.
Tymczasem SLD szuka dla siebie nowego lidera po rozczarowującym piątym miejscu w niedawnych wyborach. Pierwszy krok w tym kierunku został już uczyniony, szefem klubu został były premier Leszek Miller. Kwestia lidera SLD pozostaje jednak otwarta. Faworytem pozostaje Ryszard Kalisz, wspierany przez wpływowego byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, współtwórcę SLD. Nie można jednak wykluczyć konkurencji ze strony Millera lub osoby z jego bliskiego kręgu. Pan Miller, który był premierem w latach 2001-2004, został wyrzucony z parlamentu w 2005 roku po serii skandali korupcyjnych z udziałem czołowych polityków SLD. Ale doświadczenie byłego premiera oraz polityczny spryt sugerują, że jeszcze coś w tym temacie może się zmienić.
Po drugiej stronie parlamentarnych ław Premier Donald Tusk, wzmocniony zwycięstwem PO próbuje osłabić sprzeciw wobec jego przywództwa w partii. Powiedział on niedawno, że Grzegorz Schetyna, którego nazwał „liderem wewnętrznej opozycji”, nie zachowa swojego stanowiska marszałka Sejmu. Zamiast niego prawdopodobnym kandydatem jest Ewa Kopacz, obecny minister zdrowia i wierny sojusznik Tuska. Wszystkiego tego można się było spodziewać. Posunięcie Tuska jest bardzo zrozumiałe. To było swoiste uderzenie wyprzedzające możliwe konsekwencje. Premier wie, że czasy są trudne. Świat stoi na krawędzi drugiego kryzysu gospodarczego, który prawdopodobnie uderzy Polskę znacznie mocniej niż poprzedni. Ma on również świadomość, że rząd prawdopodobnie będzie musiał dokonać pewnych cięć wydatków w celu zrównoważenia budżetu. Wszystko to oznacza, że w krótkim okresie popularność Tuska może mocno zmaleć.
Jedyną osobą w PO wystarczająco silną, aby próba przejęcia władzy w partii się powiodła jest pan Schetyna, a więc premier robi wszystko, by osłabić jego pozycję. To, czy obecny jeszcze marszałek Schetyna ma jakieś asy w rękawie okaże się niebawem; możliwe, że będzie on jednak musiał po prostu zaakceptować swój los i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń.
Jeśli kiedykolwiek ma przyjść czas odpowiedni do przeprowadzenia bardzo potrzebnych reform, ten czas powinien nadejść teraz. Miejmy nadzieję, że zawirowania w partii rządzącej nie doprowadzą do rozwinięcia kryzysu w Polsce; kryzysu, który udawało się do tej pory względnie skutecznie tłamsić w samym zarodku.
Polska, lewicowa scena polityczna niestety jest związana anachronicznym pojęciem doktrynalnym. Powszechnie za lewicowca uważa się tego, kto wyznaję ogólnie rzecz ujmując, zasadę iż klasie robotniczo-chłopskiej się wszystko należy, że klasa ta nie musi nic dawać z siebie i nie musi starać się rozwijać własne umiejętności w celu podwyzszania kwalfikacji a tym samym oddawać wydajniejszą pracę. Inaczej mówiąc ideowość lewicowa to ideowość roszczeniowa. Janusza Palikota i jego Ruch Palikota w takim ujęciu lewicowości trudno nazywać lewicowcem, choć pod wzgledem spraw obyczajowych jest bardziej lewicowy niż SLD czy SDPL. Co do wizji idei społeczno-gospodarczej to Janusz Palikot według mnie bardziej ciąży ku welfare state co uważam za słuszne. Wydaje mi się, że Janusz Palikot obala mity lewicowości XIX i XX wieku, obecnie obowiązujące na lewicowej scenie politycznej, stąd niejednokrotnie uważano Millera za liberała, kiedy otwierał się na liberalne tendencje w gospodarce narodowej. problem w tym, że Miller to człowiek, który nigdy nie zarzadzał swoją firma i ma co najwyżej blade pojęcie z jakimi problemami może się borykać przedsiębiorca, który na przykład chciałby zatrudniać pracowników z godziwym wynagrodzeniem. Miller już swoje 5 minut miał jako premier rządu lewicowego i niestety zaprzepaścił to. Najgorszą opscją lewicowości to przekonaniu, że nakazowy system urzędniczy poprawi system gospodarczy z jednoczesnym wzrostem dobrobytu, że rozbudowany urzędniczy aparat państwowy bedzie stał na straży sprawiedliwości społecznąej. Nic bardziej błędnego. Aby być sprawnym administratorem Państwa, trzeba wpierw zaangażować własny kapitał, wiedzieć czego się chce, jak to osiagnąć oraz spróbować realizować swoje plany. Wtedy się wie, jakie rzeczywiste przeszkody uniemozliwiają rozwój pomysłów. Miller powinien wiedzieć, że Państwo nie może sprawnie funkcjonować w ramach rozbuchanej administracji urzędniczej, częstokroś nie mającej zielonego pojęcia w tematykach przez siebie zarzadzanych. Nie da się sprawnie kierować gospodarką samymi ustawami i zarządzeniami. Janusz Palikot to z pewnością wie, wie że przede wszystkim należy rozpocząć od wolności obyczajowej oraz faktycznym rozdzieleniu Państwa od Kościoła ( czego Miller zapomniał) bowiem Pańtwo jest neutralne światopoglądowo, a Kościoły powinny sie utrzymywać z łaski swoich wyznawców, bo tylko dlatego powinno funkcjonować. Palikot twierdzi to co powinien robić Miller, w czasach kiedy był premierem, a mianowicie: Próbować zmieniać Konstytucję poprzez propozycję zmniejszenia liczby posłów, zmniejszyć liczbe ministerstw i osób tam zatrudniamych, poprawiać warunki tworzenia nowych miejsc pracy poprzez ułatwianie powstawania nowych inicjatyw gospodarczych, które sa źródłem samozatrudniania i zatrudniania, zmieniac polityke fiskalną wedle zasady iż Państwo jest bogate zamożnością swoich obywateli, reformować system edukacyjny pod kątem zapotrzebowania w gospodarce ( w dawnym ustroju szkoły zawodowe, technika przyzakładowe doskonale uzupełniały kadry wykształconych pracowników). Wiele można by było pisać, niestety ówczesna lewica nie była kompletnie przygotowana, jeśli w wogóle była i jest w stanie sprostać oczekiwaniom. W tym przypadku uważam, że mimo wszystko Janusz Palikot lepiej się wpisuje w zapotrzebowania społeczne niż SLD i SDPL. Myślę że PL nie będzie błądzić jak SLD i będzie bardziej pragmatyczne.
Może warto tu zauważyć, że podział społeczeństwa, rozpowszechniany przez ekonomistów (politycznych) na społeczeństwo obywatelskie i roszczeniowe jest logicznie niepoprawny (dokładnie: nie jest rozłączny). To jest taki sam podział, jak np. na społeczeństwo współczesne i społeczeństwo strajkujące. Nie ma żadnej granicy pomiędzy jednym, a drugim. Można nawet dość łatwo wykazać, że nie ma ludzi zaangażowanych w sprawy ogółu (tworzących społeczeństwo obywatelskie), którzy nie formułują żadnych postulatów. Co więcej, każda negatywna ocena zastanej sytuacji w dowolnej dziedzinie – jeśli ma wpływać na poprawę – wiąże się integralnie z roszczeniem, z żądaniem zmiany. Bez takiego stanowiska nie ma rozwoju. Jest konformizm, stagnacja i w efekcie zanik aktywności społeczeństwa zniechęconego brakiem wpływu na bieg wydarzeń, totalną niemocą, która prowadzi donikąd… Zatem bez „ideowości roszczeniowej” („lewicowej”) niewielkie są szanse na poprawę sytuacji niezadowolonego społeczeństwa.