Wyborcy zdecydowali i oddali Polskę w ręce prawicowych populistów, zmęczeni ośmioletnimi rządami Platformy Obywatelskiej. Skuszeni obietnicami 500 zł na każde dziecko, obniżenia emerytur, wzrostu płac i kwoty wolnej od podatku Polacy oddali głosy na partię, która co prawda gospodarczo prze do przodu na hasłach socjalnych, właściwych lewicy, to jednak światopoglądowo – delikatnie mówiąc – ma do niej daleko. Nie to jest jednak tragedią środowisk lewicowych. Jest nią fakt, że ani koalicja starych partii, w tym SLD i Twojego Ruchu, ani nowa formacja Razem nie dostały się do sejmu. Nadszedł wyborczy armagedon i lewica zniknęła z parlamentu. Dlaczego tak się stało?
Tak naprawdę trudno teraz na gorąco wyciągać wiążące wnioski. Konieczne jest przeprowadzenie badań fokusowych oraz analiz zachowań wyborczych. Konieczna jest dogłębna refleksja dotycząca przebiegu kampanii obu partii ze wskazaniem tego, co było dobre, a także tego, co było błędne. Liczą się bowiem fakty, a nie niesprawdzone teorie. Mimo to można wskazać kilka kwestii, które na pewno przyczyniły się do porażki lewicowych partii. Jedną z najważniejszych był na pewno problem ich braku wiarygodności.
Kwestia ta jest niezwykle złożona, ale w przypadku Zjednoczonej Lewicy można wymienić dwa główne czynniki, które miały wpływ na decyzje wyborców. Pierwszy jest związany z wszelkimi sprawami wizerunkowymi i dotychczasową działalnością partii wchodzących w skład koalicji. Dotychczasowi liderzy wielokrotnie zrazili sobie wyborców wypowiadanymi hasłami i deklaracjami, zmiennością poglądów, wzajemnymi oskarżeniami oraz kłótniami. SLD nadal ciągnie za sobą bagaż rządów z lat 2001-2005, kiedy to wybuchła tzw. Afera Rywina. Twój Ruch, budowany od samego początku wokół Janusza Palikota, również spotyka się z nieufnością lewicowego wyborcy, zniechęcony jego licznymi woltami i kabaretowym zachowaniem. W obu wypadkach mamy też do czynienia z głośnymi konfliktami wewnętrznymi, czego efektem był sejmowy rozkład klubu poselskiego Twojego Ruchu czy odejście Ryszarda Kalisza i Grzegorza Napieralskiego z SLD. Zantagonizowane i podzielone środowisko nie zdążyło na czas okrzepnąć oraz nie zdołało wydać z siebie jasnego i spójnego programu wokół nowego lidera. To jest zresztą drugi ważny czynnik jeśli chodzi o wiarygodność ugrupowania. Koncept Zjednoczonej Lewicy przyszedł po prostu zbyt późno, a Barbara Nowacka nie potrafiła przekonać wyborców, że jest twarzą nowej zmiany. I to zmiany na lepsze. Fakt, że pomysł na konsolidację środowiska już wcześniej był wykorzystywany i nie sprawdził się (głównie ze względu na konflikty wewnętrzne i niekonsekwencję), wcale nie zachęcał do oddania głosu na te partie.
Osobna sprawa to kwestia Razem, choć i tu mamy ten sam problem z wiarygodnością. Razem miało utrudnioną sytuację przede wszystkim dlatego, że jest nową partią z niską rozpoznawalnością. Co więcej, jej działaczom brakowało i nadal brakuje doświadczenia oraz umiejętności poruszania się na scenie politycznej i w mediach. Ideologiczne podejście nie pozwalało im również na wykreowanie liderów. Ruch bez twarzy, jakkolwiek w przeciwieństwie do ZL posiadający merytoryczny i szczegółowy program, okazał się niewystarczający dla obywatela od lat przyuczanego do sceptycyzmu wobec klasy politycznej i darzenia afektem silnych osobowości. To m.in. dlatego lepiej sprawdził się mętny przekaz Pawła Kukiza. Być może największą wadą Razem stało się więc to, co jednocześnie było ich największym atutem – tzw. „nowa polityka”. Ugrupowanie dało zatem nadzieję i możliwość udziału w wyborach dla części elektoratu zniechęconego dotychczasowym duopolem PiS-PO oraz jałowością mainstreamowej lewicy, który nie miał do tej pory na kogo głosować. Jednocześnie zamknęło sobie możliwość przekonania szerszej grupy odbiorców, nie dostosowując się do reguł gry o władzę i nie dając przeciętnemu wyborcy tego, czego tak naprawdę chce (np. właśnie silnego lidera). Razem wyszło z założenia, że dzięki merytorycznemu podejściu, że ktoś odda na nich swój głos, bo ich postulaty są słuszne. Zabrakło tu emocji i wielu lat pracy u podstaw.
Lewicowi aktywiści muszą jednak pamiętać, aby nie mylić własnych problemów i błędów z globalną sytuacją na scenie politycznej. Ocena realnych szans, przy uwzględnieniu obiektywnych czynników, poświadczanych chociażby poprzez przedwyborcze sondaże, musi być jednoznaczna – Razem miało niewielkie szanse na przekroczenie progu wyborczego. Dopiero wystąpienie Adriana Zandberga pozwoliło na nabranie wiatru w skrzydła na ostatniej prostej. Los Zjednoczonej Lewicy od samego początku – od rozmów o jej utworzeniu – wisiał na włosku. Warto tu też podkreślić socjologiczne zmiany zachodzące w polskim społeczeństwie, jego radykalizację oraz bardziej konserwatywne i ostrożne niż do tej pory podejście. Pomijając więc wszystkie kwestie wewnątrzśrodowiskowe, to jeszcze nie był i nadal nie jest czas dla lewicy. Czy będzie? To się dopiero okaże, ale z pewnością będzie wymagać wiele zaangażowania od lewicowych działaczy.
„E”